poniedziałek, 14 lipca 2014

Piątek, 11 lipca 2014

Piątek, 11 lipca 2014

Dzisiaj prowadzi nas myśl duchowa o Krzyżu, wybrane myśli na ten dzień:
  • Nie wystarczy przekroczyć próg, trzeba iść w głąb (św. Jan Paweł II)
  • Święci bowiem to ludzie, którzy są zdolni zrozumieć krzyż. Ludzie, którzy idąc za Jezusem, Bogiem-Człowiekiem, każdego dnia przyjmowali krzyż jako najcenniejszą rzecz na ziemi, niekiedy chwytali go jak broń, stając się żołnierzami Boga, kochali go przez całe swoje życie (Chiara Lubich)
  • Ofiaruję moje życie za was wszystkich (Carlo)

Chiara Lubich: „Niech weźmie krzyż swój...” (Mt 16,24).
Dziwne i niezwykłe są te słowa. One również, jak wszystkie inne słowa Jezusa, mają w sobie coś z tego światła, którego świat nie zna. Są tak jasne, że zgaszone oczy ludzi – także ospałych chrześcijan – zostają nimi porażone i oślepione.
Nie ma chyba bardziej zagadkowej i trudniejszej do zrozumienia rzeczy, niż krzyż; nie może on przeniknąć do umysłu i ludzkiego serca. Nie mieści się tam, bo nie jest rozumiany, ponieważ często jesteśmy chrześcijanami tylko z nazwy, zaledwie ochrzczonymi, może praktykującymi, lecz nieskończenie dalekimi od tego, jakimi chciałby nas mieć Jezus.
Mówi się o krzyżu w Wielkim Poście, całujemy krzyż w Wielki Piątek, zawieszamy go w aulach. Znak krzyża przypieczętowuje niektóre nasze czynności, ale krzyż nie jest rozumiany. I być może cały błąd polega na tym, że w świecie nie rozumie się miłości.
Miłość to najpiękniejsze, ale najbardziej zniekształcone, najbardziej zeszpecone słowo. Miłość jest istotą Boga, jest życiem dzieci Bożych, jest oddechem chrześcijanina, a stała się własnością, monopolem świata; jest na ustach ludzi, którzy nie powinni mieć prawa, by o niej mówić.
Oczywiście, nie każda miłość na świecie jest taka, bo jest też na przykład uczucie matki, które – ponieważ łączy się z cierpieniem – uszlachetnia miłość; jest dobra i zdrowa miłość braterska, małżeńska, synowska – to ślad, może nawet nieświadomy, miłości Ojca, Stwórcy wszystkiego.
Ale to, co nie jest zrozumiane, to najwyższa miłość, to, że Bóg, który nas stworzył, zstąpił pośród nas − zwykły człowiek między ludźmi, żył z nami, pozostawał z nami, pozwolił przybić się do krzyża dla nas, aby nas zbawić.
To zbyt wielkie, zbyt piękne, zbyt Boskie, za mało ludzkie, zbyt krwawe, bolesne i ostre, żeby było zrozumiane.
Może potrafimy coś zrozumieć na przykładzie miłości matki, bo miłość matki to nie tylko pieszczoty i pocałunki; to przede wszystkim poświęcenie.
I tak jest z Jezusem. Miłość zaprowadziła Go na krzyż, który wielu uznało za szaleństwo.
Lecz jedynie to szaleństwo uratowało ludzkość, ukształtowało świętych.
Święci bowiem to ludzie, którzy są zdolni zrozumieć krzyż. Ludzie, którzy idąc za Jezusem, Bogiem-Człowiekiem, każdego dnia przyjmowali krzyż jako najcenniejszą rzecz na ziemi, niekiedy chwytali go jak broń, stając się żołnierzami Boga, kochali go przez całe swoje życie; poznali i doświadczyli, że krzyż jest kluczem, jedynym kluczem do skarbu, do jedynego skarbu. Powoli, powoli otwiera on dusze do wspólnoty z Bogiem. I tak za pośrednictwem człowieka Bóg ponownie ukazuje się światu i powtarza – w sposób nieskończenie mniej doskonały, lecz podobny – to, co czynił wtedy, kiedy będąc człowiekiem wśród ludzi błogosławił tych, którzy Mu złorzeczyli, przebaczał tym, którzy Go znieważali, ratował, uzdrawiał, głosił Niebiańskie słowa, karmił głodnych, tworzył nową społeczność na fundamencie miłości i objawiał moc Tego, który Go posłał. Tak więc krzyż jest tym niezbędnym narzędziem, dzięki któremu to, co Boskie, przenika to, co ludzkie, a człowiek coraz pełniej uczestniczy w życiu Boga, wznosząc się z królestwa tego świata do Królestwa Niebieskiego.
Trzeba jednak „wziąć swój krzyż” (Mt 16,24), budzić się rano w oczekiwaniu krzyża, wiedząc, że tylko za jego pośrednictwem otrzymamy dary, których świat nie zna: pokój, radość, znajomość spraw Bożych, które są obce większości ludzi.
Krzyż... rzecz tak zwyczajna: tak wierny, że w żadnym dniu nie opuszcza spotkania z nami. Wystarczyłoby go przyjąć, żeby stać się świętym.
Krzyż, znak chrześcijanina, którego świat nie chce, bo myśli, że uciekając przed nim, ucieknie przed cierpieniem, a nie wie, że temu, kto go zrozumiał, otwiera duszę na Królestwo Światła i Miłości – tej Miłości, której świat tak bardzo szuka, lecz jej nie posiada.

            „Pewnego wieczoru – opowiada jeden z przyjaciół – byłem z nim sam; w pewnym momencie Carlo szepcze do mnie: „To już koniec. Musimy być gotowi oddać życie jeden za drugiego… Ofiaruję moje życie za was wszystkich, ale przede wszystkim za ludzkość, która cierpi, za chłopaków mojej dzielnicy, za wszystkich, których poznałem”.

Pośród porannej wymiany duchowych doświadczeń, Thierry opowiada nam trochę o swoim życiu, o zaangażowaniu całej rodziny w Ruchu Focolari w Kamerunie i we Francji, o swoich poszukiwaniach i osobistym wyborze tej drogi duchowej.

            Przed nami ostatnie przedpołudnie wspólnej pracy: pożegnanie z dziećmi – które również mają dziś swoje warsztaty taneczne - i wykończenie innych angażujących nas w tym tygodniu robót. Popołudniu sami doskonalimy się w tańcu pod czujnym okiem Beaty: od dostojnego poloneza, przez skoczną melodię rumuńską, po żywiołowe rytmy argentyńskie...
            O 21.00 spotykamy się w kaplicy domu księży na godzinnej adoracji Najświętszego Sakramentu: to bardzo oczekiwana chwila trwania sam na sam z Jezusem. W tej intymnej rozmowie pomagają nam piękne teksty Chiary Lubich oraz duchowe zapiski Alberta i Carla.
Teksty na adorację:

Chiara Lubich:
Kocham Cię
Nie dlatego, że nauczyłam się tak mówić,
I nie dlatego, że serce podsuwa mi te słowa,
I nie tylko dlatego, że wiara
Każe mi wierzyć, że jesteś miłością,
I nawet nie tylko dlatego,
Że umarłeś za mnie.

Kocham Cię,
Ponieważ wszedłeś w moje życie
Bardziej niż powietrze w moje płuca,
Bardziej niż krew w moje żyły.
Wszedłeś tam,
Gdzie nikt nie mógł wejść,
Wtedy, gdy nikt
Nie mógł mi pomóc,
Ilekroć nikt
Nie mógł mnie pocieszyć.

Każdego dnia mówiłam do Ciebie.
Każdej godziny patrzyłam na Ciebie
I w Twoim obliczu
Czytałam odpowiedź,
W Twoich słowach
Wyjaśnienie,
W Twojej miłości
Rozwiązanie.

Kocham Cię,
Ponieważ przez tyle lat
Żyłeś ze mną,
A ja żyłam z Ciebie.
Poiłam się Twoim prawem,
I nie zdawałam sobie z tego sprawy.

Karmiłam się nim,
Wzmocniłam,
Odzyskałam siły,
Lecz byłam nieświadoma
Jak niemowlę u piersi swej mamy,
Której jeszcze nie umie nazwać
Tym pełnym słodyczy imieniem.

Pozwól mi być wdzięczną
– przynajmniej trochę –
W czasie, który mi pozostaje,
Za tę miłość,
Którą wylałeś na mnie
I która mnie zmusza,
By Ci powiedzieć:
Kocham Cię.

Chiara Lubich:
Najważniejsza chwila dnia, z niczym nieporównywalna – to chwila, kiedy Ty przychodzisz do naszego serca. Jest to audiencja u Wszechmocnego. Wtedy, przedstawiając Ci i przypominając tysiące naszych i ludzkości potrzeb, dziękując Ci za dary nadprzyrodzone i naturalne, wielbiąc Cię i prosząc, byś pozdrowił od nas swoją Matkę – czujemy, że tu spełnia się szczytowy moment naszego dnia i zdajemy sobie sprawę, że tak często nie umieliśmy pojąć, przed Kim stoimy i co możemy, będąc sam na sam z Bogiem w ukrytej izdebce naszej duszy.
Jezus nie został na ziemi, aby móc pozostać we wszystkich miejscach świata dzięki Eucharystii. Był Bogiem i jako Boskie ziarno wydał owoc, pomnażając siebie.
My też musimy umrzeć, aby się pomnożyć.

Alberto:
Piszę, będąc w kościele; dziś nie poszło mi zbyt dobrze
Przyszedłem więc tu do Niego, żeby zacząć od nowa.
Mam Mu wiele rzeczy do powiedzenia;
Potem przypominam sobie, że cały ten gwar sklepów, ulicy,
Nie podoba się także Jezusowi.
Więc milczę.
I odnalazłem odpoczynek, pokój.
 
Carlo:
Długo wędrowałem
I dotarłem, tutaj
Do Twojej bramy.
Teraz stoję
I nie wiem, co dalej zrobić.
Jakże chciałbym znaleźć
Otwartą bramę
I móc wejść.

Carlo:
Raj jest jak ten szczyt. Trzeba umieć go zdobyć za wszelką cenę. Nawet za cenę pozostawienia w dolinie najcenniejszych rzeczy, pewni, że jeśli taka jest Jego wola, później je odnajdziemy.

Alberto:
Kochać, kochać wszystkich, rozerwać sobie serce, żeby wydobyć prawdziwą miłość.

Alberto:
Piękne jest, gdy czasami zdaję sobie sprawę, że Jezus pośrodku przyszedł również i przede wszystkim dla najbardziej poobijanych, dla tych, za których świat nie dałby złamanego grosza, a jednak... sprowadzają obecność Jezusa pośrodku!!!

Carlo:
Nawet jeśli we mnie była samotność, oschłość, niechęć do wszystkiego, rozpacz, musiałem uśmiechać się do innych i kochać ich, choć wydawało mi się to komedią, fałszem. Była to Boska Komedia i tylko w ten sposób w głębi byłem szczęśliwy.

Carlo:
To zawsze piękna gra żyć dobrze chwilą obecną, gdyż jest to jedyna rzeczywistość, którą można żyć w szpitalu, i w każdym innym miejscu, ponad pięknym doświadczeniem wczorajszego dnia, którym bym się zachłysnął, ponad pustką dzisiejszego poranka, w której bym się zatracił i ponad strachem jutra, który by mnie pochłonął.

Carlo:
Nie przejmuj się, czy czujesz lub nie czujesz Boga, idź mimo wszystko. Jest to skok w ciemność, ale tylko w ten sposób odnajdziesz światło; nie czekaj, nie trać czasu. Kto wie, ilu braci czeka na spotkanie z Bogiem poprzez Ciebie.

Carlo:
Przyjdzie dzień
w którym potężniejszy „koncert”, „melodia”, „muzyka”
wybuchnie jak bomba na tej ziemi:
żadne ucho jej nie wychwyci
lecz wszyscy ją usłyszymy, gdyż będzie w nas
i także poza
a wtedy cały wszechświat razem z nami
wyśpiewa nie koniec, lecz prawdziwe Życie
którym już żyjemy.

Chiara Lubich:
Weszłam pewnego dnia do kościoła
I z sercem pełnym ufności zapytałam Go:
„Dlaczego zechciałeś pozostać na ziemi,
W każdym miejscu na ziemi,
W najdroższej Eucharystii,
A nie znalazłeś sposobu – Ty, który jesteś Bogiem –
Aby pozostawić tu również Maryję,
Matkę nas wszystkich, którzy jesteśmy w drodze?”
Z ciszy zdawała się płynąć odpowiedź:
„Nie pozostawiłem Jej, ponieważ chcę zobaczyć Ją w tobie.
Wprawdzie nie jesteście bez skazy,
Lecz moja miłość was oczyści
I ty, wy
Otworzycie ramiona i matczyne serca dla ludzkości,
Która tak samo jak niegdyś, pragnie swego Boga
I Jego Matki.
Do was teraz należy
Uśmierzać cierpienia, opatrywać rany,
Osuszać łzy.
Śpiewaj litanię
I staraj się odzwierciedlić w jej wezwaniach”.

Anonim
We śnie szedłem brzegiem morza z Panem
oglądając na ekranie nieba całą przeszłość mego życia.
Po każdym z minionych dni zostawały na piasku
dwa ślady mój i Pana.
Czasem jednak widziałem tylko jeden ślad
odciśnięty w najcięższych dniach mego życia.
I rzekłem:
“Panie postanowiłem iść zawsze z Tobą
przyrzekłeś być zawsze ze mną;
czemu zatem zostawiłeś mnie samego
wtedy, gdy mi było tak ciężko?”
Odrzekł Pan:
“Wiesz synu, że Cię kocham
i nigdy Cię nie opuściłem.
W te dni, gdy widziałeś jeden tylko ślad
ja niosłem Ciebie na moich ramionach.”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz